czwartek, 10 października 2013

Unlucky black t-shirt with mesh back and some studs

Czas start! Witamy Was ponownie po dłuższej przerwie. Pewnie nie uwierzycie już, że będziemy bardziej systematyczni, bo bardzo dobrze widać, co sie tutaj z naszymi tego typu obietnicami dzieje. Poczyniliśmy jednak ostatnimi czasy kroki w kierunku poprawy organizacji naszego życia. Zmian jest sporo. Wszystko jednak zaczęło się od nowej szkoły, takiej, która dużo bardziej nas opisuje. Mowa o KSA, a konkretniej o SAPU. Do tej pory byliśmy w niej tylko jeden raz, ale wiem i Domi pewnie też mnie poprze, że jest to szkoła stworzona dla nas. Zajęcia są świetne i mamy nadzieje, że nauczą nas wielu konkretnych umiejętności przydatnyh nam w przyszłości. Wiadomo, że wiąże się to z dodatkowymi obowiazkami. Te wymagają od nas dużo lepszego zorganizowania, dlatego też będziemy musieli być znacznie systematyczniejsi. I oby dotyczyło to także bloga. Dla poparcia tezy o braku jakiejkolwiek dyscypliny w ostatnim czasie, warto wspomnieć, że do aktualnego posta zbieram się już prawie miesiąc czasu. Miał być opublikowany 13 września z racji tego, że był to piątek trzynastego. Jak widać trochę nam się przedłużyło, ale teraz do rzeczy. Dlaczego post miał być akurat wtedy, można się domyślić po obejrzeniu zdjęć. Jak zrobiliśmy tę koszulkę? Już mówię. Zaczęliśmy od tego, ze znaleźliśmy duży siateczkowy t-shirt z dziwnym nadrukiem na froncie. Po jej rozmiarze i ikonie zebry z przodu przypuszczam, że była to koszulka jakiegoś hokeisty lub zawodnika futbolu amerykańskiego. Tak czy owak była nie do noszenia bez stosu ochraniaczy, powiększających ciało dwukrotnie. Z racji tego, że motywy z różnymi cyframi są wciąż bardzo modne, tył postanowiliśmy wykorzystać. Pozostało znaleźć koszulkę, której "plecy" można byłoby zastąpić. Długo szukać nie musieliśmy, bo mieliśmy pasujący t-shirt w szafie. Wahaliśmy się jednak czy nie wszyć materiału na tył czarnej sukienki, ale po przymiarkach okazało się, że trochę go zabraknie, więc decyzja podjęła się sama. Trochę cięć, szycia i chwile później koszulka była już gotowa. W celu urozmaicenia dodaliśmy trochę ćwieków na dole i rękawach. Trochę przełamują one monotonie bieli i czerni i sprawiają, że koszulka jest jeszcze bardziej unikatowa. Nie mogłem się oprzeć i wsadziłem ją sobie do szafy zaraz po wykonaniu. Domi nie była zachwycona, ale cóż. Nie we wszystkim musimy się zgadzać. Zresztą przeszło jej. A swoją drogą co wy o niej sądzicie? Też zostawilibyście ją sobie na moim miejscu czy nie bardzo? Piszcie co uważacie, a ja lecę. Mam nadzieję do niebawem:)
 Miłosz     

1 komentarz: